środa, 26 listopada 2014

Cantuccini

Buongiorno!
Jeżeli nie macie żadnych wymyślnych składników w domu, a chcecie upiec pyszne ciasteczka to ten przepis jest właśnie dla Was. Cantuccini to wywodzące się z Toskanii włoskie ciastka z orzechami w środku. Według tradycyjnego przepisu powinny się w nich znaleźć migdały, jednak można je wymienić na inne orzeszki czy bakalie tak jak to zrobił Bartek - w jego cantuccini znalazły się ziarna słonecznika i żurawina. Dzięki podwójnemu pieczeniu ciastka te są bardzo chrupiące, a czasami wręcz twarde. Idealnie pasują do popołudniowej kawy, czy też wieczornej herbaty.

Do przyrządzenia cantuccini potrzebujesz:

  • 280 g mąki,
  • 150 g cukru,
  • 3 jaja,
  • łyżeczka proszku do pieczenia,
  • 150 g migdałów lub innych bakalii.
Na patelnię wrzucamy migdały i prażymy je na średnim ogniu przez ok. 10 minut od czasu do czasu mieszając. Do miski wbijamy jajka i ucieramy je z cukrem. Dodajemy przesianą mąkę i proszek do pieczenia. Całość mieszamy ze sobą do uzyskania jednolitej masy. Ostudzone migdały wrzucamy do ciasta. Nagrzewamy piekarnik do temperatury 150 stopni. Do wyłożonych papierem do pieczenia foremek przekładamy po połowie ciasta. Należy powstrzymać się od dodawania większej ilości mąki - cisto musi być takie klejące. Aby łatwiej się je przekładało można to zrobić mokrymi rękoma. Tak przygotowane ciasto pieczemy przez 40 minut, po czym wyciągamy je z pieca i kroimy pod skosem na kawałki o szerokości ok. 2 cm. Przekładamy je na blachę i pieczemy jeszcze przez ok. 20 minut w połowie czasu obracając je na drugą stronę. Ciastka są już prawie gotowe. Aby nabrały pełnej chrupkości należy odczekać po upieczeniu kilka godzin, aby wilgoć mogła z nich odparować. Warto pamiętać, że jeżeli nie macie zamiaru zjeść cantuccini tego samego dnia należy je przechowywać w szczelnie zamkniętym pojemniku. Smacznego chrupania!

środa, 19 listopada 2014

Sernik na zimno z mandarynkami

Witajcie! Wczoraj, w pochmurny i nieco nieciekawy dzień szukałem inspiracji na dzisiejszy przepis. Z racji tego, że przebywam w kwarantannie ze względu na stan zdrowia przejazdem wpadła do mnie znana Wam już babcia Alicja z dziadkiem Jurkiem z MANDARYNKAMI. I nagle pomysł - dlaczego by nie zrobić czegoś z mandarynkami? Ale co? Sernik na zimno :) Tak właśnie powstał sernik na zimno z mandarynkami. Wydawać by się mogło, że przepis jest szybki, jednak mandarynki dosyć utrudniły sprawę.

Do kruchego spodu użyłem:

  • 125 g masła,
  • 2 żółtka,
  • pół szklanki mąki krupczatki,
  • pół szklanki mąki pszennej,
  • 5 łyżek cukru pudru.

Natomiast do masy serowej potrzeba było:

  • 750 g serka homogenizowanego,
  • 1,5 szklanki cukru pudru,
  • 6 żółtek,
  • 250 g masła,
  • 25 g żelatyny,
  • 1,5 szklanki mleka,
  • ok. 10 mandarynek.
Najpierw należy zabrać się do zrobienia kruchego spodu. Jeżeli wolicie możecie go zastąpić biszkoptami lub herbatnikami, ale według mnie kruche ciasto bardzo dobrze komponuje się z masą serową. W zasadzie wszystkie składniki łączymy ze sobą i zagniatamy. Wysmarowaną masłem blachę wysypujemy małą ilością bułki tartej i wykładamy na spód ciasto. Pieczemy je w temperaturze 180 stopni przez ok. 20 minut do zarumienienia. 

Teraz masa serowa. Należy zacząć od utarcia masła z cukrem pudrem. Podczas ucierania stopniowo dodajemy żółtka. Następnie do całości dorzucamy serki homogenizowane. Mleko zagotowujemy, rozpuszczamy w nim żelatynę i odstawiamy do ostygnięcia. W międzyczasie zagotowujemy pół litra wody i rozpuszczamy w niej paczkę galaretki. Gdy mleko wystygnie dodajemy je do masy serowej i całość mieszamy do uzyskania jednolitej konsystencji. Teraz przyszła pora na mandarynki. Stwierdziłem, że bezpieczniej będzie obrać je z błony, co było jednak strasznie czasochłonne. Każdy "płatek" nacinałem na płaskim brzegu, po czym zdejmowałem skórkę. W ten sposób przygotowane mandarynki dodałem do masy serowej, ostatecznie wymieszałem i wlałem do tortownicy na kruchy spód. Całość musi spędzić w lodówce jakieś 6 godzin zanim stężeje. Do tego czasu należy jeszcze dolać na górę galaretkę. Ja zawsze czekam, aż galaretka prawie stężeje i dopiero wtedy wylewam ją na ciasto. Dzięki temu płynna galaretka nie zmiesza mi się z masą serową. Pod galaretką można sobie ułożyć jakiś miły i przyjemny wzorek z mandarynek.

I sernik w swojej pełnej krasie z pysznymi mandarynkami w środku:


czwartek, 13 listopada 2014

Drożdżówka ze śliwkami

Dobry wieczór, dzisiaj jak obiecywałem ponownie coś na słodko.
Ja jednak dzisiaj nie jestem w formie, także podziękowania należą się moim drogim współlokatorom, którzy pomogli mi przy dzisiejszej drożdżówce.

Jako składników użyłem:

  • 600 g mąki pszennej,
  • 2 jaja,
  • 3 żółtka,
  • 150 g margaryny,
  • 50 g świeżych drożdży,
  • szklankę mleka,
  • szczyptę soli,
  • 2 łyżeczki cukru wanilinowego,
  • 300 g śliwek.
Natomiast do kruszonki potrzebowałem:
  • 80 g mąki pszennej,
  • 40 g margaryny,
  • 50 g cukru.
Na początku przygotowałem rozczyn rozpuszczając pokruszone drożdże w mleku z dodatkiem dwóch łyżek mąki i łyżki cukru. Całość nakryłem ściereczką i odstawiłem do wyrośnięcia. W międzyczasie żółtka utarłem z cukrem, solą oraz cukrem wanilinowym. Pozostałe białka z jajek ubiłem na sztywną pianę. Gdy rozczyn wyrósł połączyłem go z utartymi żółtkami, ubitym białkiem oraz przesianą mąką. Teraz połączyłem ze sobą wszystkie składniki, a następnie małymi porcjami dolewałem do ciasta rozpuszczoną wcześniej margarynę. Gdy tłuszcz został wchłonięty ciasto wylałem do blachy wyłożonej papierem do pieczenia. Na wierzchu ułożyłem umyte i pozbawione pestek śliwki, a następnie całość ponownie nakrywam ściereczką i pozostawiam do wyrośnięcia. Opcjonalnie można nastawić piekarnik na niską temperaturę powiedzmy 50 stopni i wstawić do niego blachę, aby ciasto szybciej wyrosło. W czasie gdy ciasto wyrastało przygotowałem kruszonkę. Wszystkie składniki połączyłem ze sobą w misce i dobrze zagniotłem. Gdy ciasto podwoi swoją objętość ustawiamy piekarnik na temperaturę 190 stopni. Przed wstawieniem do pieca pokryłem drożdżówkę kruszonką, a następnie piekłem ok. 45 minut. Ciasto pięknie wyrosło i wyglądało smakowicie co uwiecznił na zdjęciu Bartosz Zarzyka. Modelami byli Maciej Kliniewski i Łukasz Kowalczyk. W tym miejscu chciałbym podziękować chłopakom za wszelką pomoc w kuchni oraz każdą inną, bez której wiele przedsięwzięć prawdopodobnie by nie wyszło. Hej!

środa, 5 listopada 2014

Marchewki na słodko, czyli ciasto marchewkowe.

Hej!
Dzisiaj będzie coś na słodko, a konkretniej marchewki. Gdy pierwszy raz usłyszałem nazwę ciasto marchewkowe coś mi nie pasowało. Marchewki do ciasta? Surówka z marchewki - to rozumiem, ale do ciasta? Jednak gdy pierwszy raz skosztowałem ciasta marchewkowego u mojego przyjaciela Artura zmieniłem zdanie. Marchewki mogą występować w cieście i całkiem dobrze się z nim komponują. U mnie w domu ekspertem w tej kwestii jest moja siostra Alicja i to jej należą się brawa za ten przepis bo ciasto wychodzi naprawdę przepyszne. Koniec opowieści, czas do kuchni :)

Potrzebne będą:
  • 0,75 szklanki oleju,
  • 4 jaja,
  • 2 szklanki drobno startej marchwi,
  • 2 szklanki mąki,
  • 1 i 1/4 szklanki cukru,
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia,
  • 2 łyżeczki sody oczyszczonej,
  • dwie łyżeczki cynamonu, 
  • orzechy, rodzynki,
Do miski wbijamy jaja i ucieramy je z cukrem, Następnie stopniowo dodajemy mąkę przesianą przez sitko. Można ją dodawać na zmianę z olejem, wtedy łatwiej się będzie wszytko mieszało. Dalej dodajemy startą drobno marchew. Jeżeli tak jak u mnie dzisiaj małe oczka w tarce nie będą chciały współpracować użyjcie tych większych a potem na desce do krojenia poszatkujcie marchew. Na koniec wystarczy dodać proszek do pieczenia, sodę, i cynamon. Zostały jeszcze orzechy. Wsadzamy je do foliowego woreczka i np. tłuczkiem do mięsa rozbijamy na małe cząstki. Wsypujemy je do ciasta razem z rodzynkami. Nastawiamy piekarnik na 190 stopni. Ciasto wylewamy do blachy wcześniej wyłożonej papierem do pieczenia. Jeżeli robiliście z jednej porcji to 40 minut pieczenia powinno wystarczyć. Ja zrobiłem z dwóch porcji i pieczenie zajęło około godziny. Ciasto wychodzi bardzo puszyste i lekkie. Posypane cukrem pudrem i z dodatkiem lodów waniliowych idealnie pasuje na jesienno-zimowy wieczór. 

środa, 29 października 2014

Spaghetti alla carbonara

Buonasera!

Dziś nadal pozostajemy pośród włoskich potraw. Ostatnio był to sos boloński, później lasagne. Dlatego teraz przygotujemy kolejny makaron pochodzący z Italii, o którym część z Was na pewno słyszała. Spaghetti carbonara jest idealną potrawą, którą możecie zaserwować znajomym przy nagłej wizycie. Czas jej przygotowania jest krótki, składniki ogólnodostępne, a jednak zapewniam Was, że wywrzecie na swoich gościach rewelacyjne wrażenie. Jednak uważajcie z wielkością dania! Pomimo niewielu składników jest ono bardzo sycące, dlatego podaje je w małych porcjach. Do dzieła!

Potrzebne będą:

  • makaron spaghetti 500 g,
  • śmietanka 18% 200 ml,
  • 3 - 4 jaj,
  • boczek 300 g,
  • jedna cebula,
  • sól, pieprz,
  • oliwa z oliwek,
  • starty parmezan.
Boczek i cebulę kroimy w kostkę i podsmażamy na rozgrzanej patelni z oliwą. W międzyczasie gotujemy makaron. Warto skrócić czas gotowania o minutę lub dwie, ponieważ później lekko twardy makaron zmięknie jeszcze na patelni. Do wody warto oprócz soli dodać także łyżkę oliwy - ta zapobiegnie przed sklejaniem się makaronu. Czekamy aż makaron się ugotuje, po tym czasie odcedzamy go i wrzucamy na patelnię z boczkiem i cebulką. Całość mieszamy, po czym zmniejszamy ogień do minimum i dodajemy śmietankę oraz jaja. Wszystko energicznie ze sobą mieszamy. Ten moment jest bardzo niebezpieczny, ponieważ chcemy aby śmietanka z jajkami stworzyła kremowy sos, a nie jajecznicę z makaronem. Gdy tylko całość zgęstnieje wyłączamy ogień i nakładamy makaron do misek. Przed podaniem makaron warto przyozdobić oregano lub parmezanem. Nie pozostało mi już nic jak życzyć Wam smacznego :) Arrivederci!

środa, 22 października 2014

Lasagne niezawodna

Hej!

Na dzisiaj nie koniec z przepisami. Ale na początek może mała dygresja. Nie wiem jak Wy, ale ja o lasagne pierwszy raz usłyszałem w Garfieldzie. Wtedy poprosiłem mamę, żeby na obiad zrobiła ten przysmak. Od razu się w niej zakochałem w przeciwieństwie do mamy, która znienawidziła ją za ogrom pracy przy jej przyrządzaniu. Wtedy tego nie rozumiałem, ale dzisiaj wiem, że nie jest to obiad do zrobienia w 20 minut. Można jednak zaoszczędzić trochę czasu. Zapraszam do mojej kuchni.

Składniki:

  • sos boloński,
  • opakowanie makaronu lasagne,
  • 250 - 300 ml mleka,
  • 100 g masła,
  • 2 łyżki śmietany 12%,
  • 200 g startego sera żółtego,
  • trzy łyżki mąki pszennej,
  • sól.


Na początek przygotujcie sobie sos bolognese. Ja użyłem tego z mojego przepisu. Najlepiej zrobić to np. dzień wcześniej niż robić wszystko na raz. Przygotowanie sosu bolońskiego zajmuje sporo czasu, nie wspominając o lasagne, i robienie wszystkiego na raz może nie być najlepszym pomysłem. Ja zawsze mam pewną ilość sosu w zamrażarniku na "czarną godzinę". W tym momencie muszę go tylko rozmrozić w mikrofali co zajmuje mi jedynie 5 minut, po których jestem gotowy do przyrządzenia mojej włoskiej zapiekanki. Teraz należy przyrządzić sos beszamelowy. W małym garnku rozpuszczamy masło i gdy uzyska ono płynną konsystencję dodajemy trzy łyżki mąki energicznie przy tym mieszając. Nie chcemy, żeby w naszym sosie pojawiły się grudki. Następnie do uzyskanej masy wlewamy mleko nie przestając przy tym mieszać. Całość gotujemy na średnim ogniu aż do osiągnięcia gęstej konsystencji. Na koniec doprawiamy jedynie solą do smaku. Gotowe! Teraz możemy przystąpić do właściwej rzeczy, dla której znaleźliśmy się w kuchni - LASAGNE.

Potrzebny nam będzie garnek z gorącą wodą do lekkiego podgotowania makaronowych płatów. Dzięki temu będą się one lepiej układały w brytfannie. Wrzucamy do niego kilka płatów i gotujemy na małym ogniu przez ok. trzy minuty. W tym czasie dno brytfanny smarujemy śmietaną. Trzy minuty właśnie minęły więc wyciągamy makaron i układamy pierwszą warstwę naszej zapiekanki. Całość polewamy beszamelem, a następnie układamy warstę sosu bolońskiego.


Całą procedurę powtarzamy kilka razy w zależności od wysokości naszego naczynia. Na koniec górę przykrywamy warstwą makaronu, resztą sosu beszamelowego oraz startym serem. Nasza lasagne jest gotowa do wsadzenia do piekarnika. Ważnym jest, aby dopiero teraz włączyć piekarnik. Dzięki temu lasagne odczeka trochę czasu i makaron nie będzie twardy. Piekarnik ustawiamy na 220 stopni i wstawiamy naczynie na dolny poziom piekarnika. Całość zapiekamy 30 minut. Jeżeli chcecie, żeby ser rozpuścił się dopiero na koniec możecie przykryć brytfannę z góry folią aluminiową, którą zdejmujecie na pięć minut przed końcem czasu. Gotowe! Nic tylko zasiąść do stołu i delektować się smakiem tego włoskiego przysmaku.


Smacznego!

Uniwersalny sos bolognese

Witajcie ponownie!

Dzisiaj chciałbym Wam zaprezentować mój przepis na jeden z popularniejszych, o którym każdy z Was już na pewno słyszał - sos boloński.
Do "bolo" użyjemy:
  • 500 g mięsa mielonego (wieprzowego lub wołowego) 
  • dwie puszki pomidorów 400 g
  • dwie marchewki
  • jedna cebula
  • oliwa z oliwek
  • bazylia

Zaczynamy. Na początek kroimy marchewki w drobną kosteczkę i wrzucamy na rozgrzaną patelnię z oliwą. W tym czasie siekamy drobno cebulę i również dorzucamy ją do marchwi. Czekamy, aż całość się dobrze podsmaży (około 10 minut). Po tym czasie dodajemy mięso mielone i pokrojone pomidory z puszek. Możecie także użyć świeżych pomidorów, ale musicie pamiętać, aby wcześniej obrać je ze skórki tak jak to robiliśmy przy gazpacho. Całość mieszamy ze sobą. Pomidory powinny po pewnym czasie zmięknąć i utworzyć bazę do sosu. Do całości dosypujemy dość sporą ilość suszonej bazylii, nawet pół torebki. W tym stanie zostawiamy cały nasz sos przez godzinę na małym ogniu. W tym czasie wszystkie składniki się ze sobą zaprzyjaźnią ;) Co jakiś czas zerkamy co się dzieje na naszej patelni i w razie potrzeby dolewamy trochę wody. Całość powinna się lekko gotować. Po tym czasie wszystko jest gotowe. W ramach gustu możecie doprawić całość solą i pieprzem, ale dla mnie bazylia  załatwia całą sprawę z przyprawami. Możecie dorzucić na patelnię makaron spaghetti i zrobić z tego pyszne spaghetti alla bolognese, a pozostałą część sosu zamrozić na tzw. czarną godzinę. Powodzenia!

czwartek, 16 października 2014

Pierś z kurczaka w glazurze miodowej

Witam Was serdecznie po dłuższej przerwie w nadawaniu.

Na początku chciałbym przeprosić za swoją nieobecność tutaj, ale ostatnio sporo się działo, przeprowadzka itd. Na szczęście przeszedłem już aklimatyzację i możemy wrócić do wspólnego gotowania. Zapraszam

Dzisiaj przygotowałem pierś z kurczaka w glazurze miodowej. Jest to stosunkowo prosty przepis, jednak w smaku okazuje się być nad wyraz wykwintny. Zacznijmy tradycyjnie od składników:

  • pierś z kurczaka,
  • oliwa z oliwek,
  • miód (najlepiej płynny),
  • sól, pieprz.
Pierś z kurczaka rozkrawamy na niewielkiej wielkości plastry. Można również pokroić ją w paski i dodać jako urozmaicenie sałatki. Doprawiamy pierś solą i pieprzem i smażymy na rozgrzanej patelni wcześniej zlanej niewielką ilością oliwy. Smażymy ją przez pięć minut obracając każdy kawałek co minutę. Po tym czasie zdejmujemy patelnię z ognia. Na talerz wlewamy łyżkę miodu i rozprowadzamy po całej powierzchni. Następnie plastry obracamy w miodzie do całkowitego pokrycia i ponownie kładziemy je na patelnię. Całość dalej podsmażamy na małym ogniu obracając co kilkanaście sekund każdy kawałek kurczaka. Trzeba przy tym bardzo uważać ponieważ bardzo łatwo mogą się spalić. Gdy nabiorą złocisto-brązowego koloru zdejmujemy je z patelni. Ja podałem je z puree ziemniaczanym, ale równie dobrze będą smakować z warzywami grillowanymi, ryżem czy po prostu z sałatką.

Smacznego i do usłyszenia wkrótce.

wtorek, 9 września 2014

Filozofia w gotowaniu.

Wiele osób spotykając mnie, widząc jak krzątam się kuchni dziwi się. Padają wtedy pytania dlaczego, po co, facet w kuchni? Moja odpowiedź na te pytania jest jednak nadzwyczaj prosta!

Uszczęśliwianie innych. Jeżeli gotować to dla innych. To jest moja motywacja do wejścia do kuchni. Nie ma dla mnie większej satysfakcji niż uśmiech na ludzkiej twarzy. Oczywiście nie zawsze jest tak, że wszystko wychodzi idealnie, smakuje tak jakbym chciał itd. Ba! Zazwyczaj jest tak, że po wyjściu z kuchni narzekam. Bo tort jest krzywy, bo beza nie jest krucha, bo się trochę przypaliło. Można by tak wymieniać bez końca. Nazywam to syndromem mojej kochanej babci Alicji. Na każdym przyjęciu, obiedzie, który ona organizuje można usłyszeć co nie wyszło i że wszystko jest na pewno niesmaczne, chociaż to oczywiście nieprawda, gdyż wszystko jest pyszne i zachwalane. Kiedyś się z tego śmiałem, teraz jednak to rozumiem. Za każdym razem staram się jak tylko mogę, chcę żeby wszystko wyszło tak jak sobie to wymyśliłem. Jednak gdy coś się nie uda wszyscy mogą mówić, że nigdy nie jedli nic lepszego, ale ja nie będę do końca zadowolony. Jednak człowiek jest tylko człowiekiem. Zawsze pozostanie pewien detal, który mógłby zostać zrobiony lepiej. I co teraz? Jest na to sposób. Można rzec, że to magiczny składnik, który potrafi zamaskować pewne niedociągnięcia. Składnik według mnie najważniejszy, bez którego nie zabieram się za gotowanie. Miłość. O co tak naprawdę chodzi w gotowaniu? Czy chodzi tutaj jedynie o zapewnienie organizmowi energii do życia? Według mnie stanowczo nie. Dla mnie gotowanie ma też drugi wymiar. W potrawach są ukryte nasze emocje, uczucia. Chłopak przygotowując coś dla swojej wybranki często wchodzi do kuchni pierwszy raz. Dlatego pominie jakiś składnik, pomyli się, jednak cały czas myśląc o niej wkłada do środka swoją miłość. Kiedy mama robi dziecku kanapki do szkoły to wkłada w nie nie tylko ser, szynkę czy pomidora. Dokłada tam zawsze całe swoje serce. Skąd wzięło się powiedzenie "smakuje jak u mamy"? Właśnie stąd! Często zdarzają się sytuacje, kiedy po zachowaniu wszelkich składników, proporcji, odpowiedniej kolejności, wszelkich zaleceń et cetera coś jednak nie wychodzi. Pierwsza myśl - za mało miłości. Dla mnie gotowanie nieodłącznie jej potrzebuje. To jest to co sprawia, że nasze posiłki stają się wyjątkowe, dzięki czemu na twarzy pojawia się uśmiech, nawet jeżeli zupa jest za słona, schabowy przypalony, a sernik za słodki. W potrawach zostaje jakiś ślad po ich wykonawcy. I ten właśnie ślad moim zdaniem decyduje o efekcie końcowym. 

piątek, 29 sierpnia 2014

Krem pomidorowo paprykowy

Dzisiaj można powiedzieć częściowa kontynuacja poprzedniego przepisu, ale tym razem w wersji na ciepło. Dzisiaj krem pomidorowo paprykowy. W przeciwieństwie do gazpacho jest to bardzo dobry sposób na rozgrzanie się. Zupa bowiem wraz z podgrzaniem staje się coraz ostrzejsza. Pierwszy raz zasmakowałem jej w pewnej włoskiej restauracji i odtąd chodziła za mną aż do dzisiaj. Koniec gadania, zaczynamy gotować!

Składniki:

  • 2 kg pomidorów,
  • 4-5 czerwone papryki,
  • 2 cebule,
  • 500 ml bulionu,
  • 6 ząbków czosnku,
  • 200 g śmietany 18%,
  • papryczka chili,
  • listki świeżej bazylii,
  • oliwa z oliwek,
  • sól, 
Na dno garnka wlewamy oliwę z oliwek i podgrzewamy. W międzyczasie siekamy cebulę w kostkę i wsypujemy do garnka. Podsmażamy na średnim ogniu. Jednocześnie kroimy paprykę na mniejsze części i je także wrzucamy do garnka. Do całości dodajemy jeszcze posiekane lub utarte ząbki czosnku i całość podsmażamy przez jakiś czas, około 5-7 minut powinno wystarczyć. W tym czasie obieramy nasze pomidory ze skóry i odkładamy do miski. Jest to jedno z warzyw (a będąc dokładnym owoc), którego nie lubię, gdyż jest strasznie problematyczne. Ale o tym innym razem. Dlatego teraz jest szansa na słodką zemstę na pomidorach. Dodajemy je wraz z kilkoma listkami świeżej bazylii do podsmażonych warzyw i mielimy wszystko blenderem w drobny mak. No i teraz przez moją sklerozę zupa Wam nie wychodzi bo nie dodaliśmy jeszcze bulionu! Najlepiej wiadomo ugotować własny, ale jak będzie z kostki to tragedii nie będzie. Do całości brakuje jeszcze śmietana, która w tym momencie ląduje w garnku. Teraz tylko kroimy papryczkę chilli i dodajemy do zupy. Warto dodawać sukcesywnie, a nie wszystko na raz, żeby niechcący nie przekroczyć swojej granicy ostrości. Całość doprawiamy solą do smaku.

No i finito, krem gotowy. Przed podaniem można przyozdobić całość łyżeczką śmietany lub jogurtu naturalnego.


środa, 20 sierpnia 2014

Gazpacho por favor


Witam wszystkich bardzo serdecznie.


Miesiąc temu, podczas lipcowych upałów, kiedy wszyscy umierali z gorąca, przypomniało mi się świetne lekarstwo na taką pogodę. Pochodzi z Hiszpanii i zwie się gazpacho. Wygląda na to, że takie upały już w tym roku nie wrócą, ale ten hiszpański przysmak smakuje świetnie i bez takiej pogody. Zaczynamy!Składniki:
  • 3-3,5 kg pomidorów
  • 5-6 szt. czerwonej papryki
  • 1 litr soku pomidorowego (opcjonalnie)
  • 2-3 duże, świeże ogórki
  • 1 średnia cebula
  • bazylia
  • kilka ząbków czosnku
  • pół szklanki oliwy
  • sól, pieprz

Uwaga! Z tej ilości składników wychodzi duża ilość zupy, także jeżeli jest to Wasza pierwsza przygoda z gazpacho radzę użyć połowy składników.

Kilka pomidorów i z jedną, dwie papryki odkładamy do późniejszego użytku. Resztę pomidorów obieramy ze skóry. Ja robię to poprzez zanurzenie kilku sztuk w garnku z wrzątkiem na pięć minut. Po tym czasie skóra odchodzi bardzo łatwo. Obrane pomidory wsadzamy do garnka, w którym ostatecznie będzie przebywało gazpacho. Warto przy tym również sok, który wycieknie z pomidorów na deskę, od czasu do czasu zlać do garnka. Paprykę z kolei kroimy na kawałki i wrzucamy do garnka z pomidorami. Całość mielimy za pomocą blendera. Jeżeli chcecie uzyskać więcej zupy można dolać do niej soku pomidorowego. Ja próbowałem opcje z i bez niego - smaku to nie zmieniało, a gazpacho starczyło na dłużej :) Idąc dalej obieramy ze skóry ogórki i kroimy je na krótkie paski. To samo robimy z odłożoną wcześniej papryką i pomidorami. Cebulę szatkujemy. Całość dodajemy do uzyskanego przecieru i mieszamy. W tym momencie dodajemy także oliwę. Teraz pozostaje tylko doprawić całość wedle uznania. Niektórzy lubią na ostro, inni nie - wiecie jak to jest. Przed doprawieniem warto jednak odstawić zupę do lodówki, żeby wszystko się ze sobą "przegryzło". 

Gazpacho gotowe! 

Podajemy schłodzone.

Dobrym dodatkiem do gazpacho mogą być chrupiące grzanki. Wystarczy pokroić kilka kromek chleba w kostkę i smażyć na patelni z dodatkiem oliwy przez kilka minut. Możecie eksperymentować z różnymi smakami grzanek np. dodając do oliwy zmielony czosnek.

Smacznego :)

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Zaczynamy!


Może kilka słów o sobie i o tym co się będzie pojawiać w tym miejscu. Jak wiadomo mam na imię Piotr i będę się tutaj produkować. Kuchnią zacząłem się interesować już dobrych kilka lat temu. Zawsze lubiłem wejść do kuchni i przyglądać się mamie podczas gotowania czy ubić białko na pianę. Z wiekiem stwierdzałem, że to nie może być takie trudne i posuwałem się dalej - pierwsza jajecznica, pierwsza szarlotka, pierwszy obiad itd. Jeszcze miesiąc temu nie powiedziałbym, że coś takiego w ogóle powstanie, a dzisiaj dzielę się tym z Wami. W tym miejscu chciałbym się dzielić swoją kuchnią - prostymi na pozór jajkami na miękko, przez wiele osób znaną już szarlotkę, jak i własnymi przemyśleniami o kuchni. Jeżeli macie jakieś sugestie co do tego miejsca, pomysły czy też inne sprawy po prostu piszcie. To tyle na teraz. Hej!